Green Book (2018) - Przewidywalny, ale uroczy

lutego 15, 2019

Jeden z najlepszych przewidywalnych filmów, jakie miałam okazje ostatnio oglądać – pisze Marta Szczepańska. Ale przewidywalność to akurat jego zaleta, a nie wada – dodaje i zaprasza na recenzję filmu „Green Book”

Nie bez powodu film porównywany jest do „Nietykalnych”. W podobny – ciepły i sympatyczny sposób, przecina i styka dwa odrębne światy i opowiada o tym, jak rodzi się, z pozoru niemożliwa przyjaźń. Green Book jest jeszcze przy tym tradycyjnym kinem drogi.

I właśnie ta nutka tradycyjnego kina – gdzie wszystko jest trochę schematycznie uporządkowane, można właściwie powiedzieć – przewidywalne, robi temu filmowi bardzo dobrze. Nie ma tu fajerwerków, jest za to porządne aktorstwo. Więc nie bez powodu, aktorzy grający dwóch wiodących bohaterów, są nominowani do Oskara. Statuetkę rycerzyka może zatem otrzymać: Viggo Mortensen – wcielający się w postać drobnego cwaniaczka z Bronxu o włoskich korzeniach, który zostaje kierowcą czarnoskórego, nieco ekscentrycznego muzyka-erudyty. W tej drugiej roli, oglądamy Mahershala Aliego – nominowanego w kategorii: najlepszy aktor drugoplanowy.


Podoba mi się tu także połączenie dramatu i komedii – oba te gatunki są na równie ważnym poziomie, precyzyjnie odmierzone. A gdy weźmiemy pod uwagę, że reżyser Peter Farrelly znany jest głównie z komedii (m.in. „Głupi i głupszy” czy „Sposób na blondynkę”), tym bardziej fakt ten cieszy.

Film można oglądać, przede wszystkim przez pryzmat mniejszości – zarówno segregacji rasowej czy homoseksualnej. Jest w związku z tym kilka zapadających w pamięć, wymownych scen – jak choćby moment, w którym naszego goszczonego w wytwornych salach koncertowych czarnoskórego pianistę, wyprasza się w przerwie koncert do wychodka na zewnątrz, ponieważ jest murzynem. Albo moment, gdy afroamerykańscy służący w polu robotnicy, z zaciekawieniem przyglądają się, gdy samochód naszych bohaterów, przypadkowo parkuje przy drodze i biały kierowca, nadskakuje mężczyźnie ich rasy. To odwrócenie rzeczywistości, wówczas w latach 60-tych, gdy toczy się akcja filmu, było w rzeczy samej niecodziennym widokiem! Ale są i świetne momenty humorystyczne, zagrane z dużą lekkością – jak choćby świetna scena w podróży, gdy nasz wiecznie głodny Tony uczy swojego pracodawcę jedzenia w aucie smażonego kurczaka. Nieco sztywny dr Shirley zabiera się do tego z lekkim obrzydzeniem, w myśl powiedzonka: „bułkę przez bibułkę”.

Smaczku tej opowieści dodaje fakt, że historia oparta jest na faktach, a muzyk dr Shirley i jego kierowca Tony Vallelonga przyjaźnili się do końca życia. Za tę ciepłą przypowieść, opowiedzianą na równi z humorem jak i szacunkiem do różnic i problemów społecznych, daje temu filmowi 9 gwiazdek.

autorka: Marta Szczepańska

You Might Also Like

0 komentarze

Flickr Images