Wywiady (odc.1)

lutego 20, 2014

Każdy odcinek będzie zawierać dwa wywiady światowych gwiazd, kobiety oraz mężczyzny.
Wojciech Bojanowski, tvn24.pl:Musi być jakiś powód, dla którego śpisz w hotelu z dachem ze szkła.

David Lynch: Nie ma takiego powodu.

Chyba jest, chcesz mieć świadomość tego, jaka jest pogoda…

Tak, to jest chyba prawda. Pogoda dla nas, ludzi jest bardzo ważna. Zmieniająca się pogoda.

Masz prognozę pogodę Lyncha?

Tak, codziennie na mojej stronie publikuję prognozę pogody. Raz w tygodniu znajomy kompozytor, pianista i meteorolog przygotowuje tygodniowy przegląd. Prognozę pogody dla Polski i Los Angeles. I nigdy się nie pomylił.

Możesz dać prognozę na dzisiaj i ten tydzień?

Ja nie, ale on może. Jaka będzie dziś? (W tle: ładnie i słonecznie) a w LA? (W tle: słonecznie) W LA mamy słoneczne warunki, 78 stopni Fahrenheita, wiatr wschodni.

A jak z prognozą dla kina?

W kinie będzie dużo zmian. Nie jestem jedynym, który uważa, że kino podobnie ucierpi, jak ucierpiała muzyka.

To znaczy?

Bardzo łatwo będzie można pobierać filmy, kraść je. Będzie mniej pieniędzy dla filmowców. To wpłynie na cały przemysł.

A jak ta prognoza dotyczy ciebie?

Mnie to tak nie dotyczy. Mnie boli znikanie doświadczeń wielkiego ekranu, wielkiego dźwięku. A to dawało ludziom możliwość wejścia do świata filmu, doświadczania go. Ten wielki ekran i wielki dźwięk w małym pokoju, to nie jest niedobre. Jakikolwiek dźwięk może widza wytrącić ze świata filmu. Nadzieją jest, że ludzie będą mieli wielkie ekrany w domach, głośniki, które stworzą możliwość doświadczenia tego świata.

Masz swoją nazwę dla oglądania filmów na telefonie komórkowym. To podobna nazwa, którą określasz product-placement (reklamy produktów w filmie – przyp.).

Tak… jest wiele absurdów na świecie.

Jak je nazywasz?
Absurdy? Chcesz bym powiedział słowo?

Tak.

Chyba nazwałem to bzdurą (ang. bullshit – przyp.). Reklamy w filmie są dla mnie absurdalne. To bardzo płytkie. Ja chcę się w świecie filmu zagubić. Jeśli widzisz nazwę firmy, to się staje częścią obrazu. Ale jeśli jest tam ze złego powodu, to jest to strasznie smutne. Cały świat na tym cierpi.

Czy jest coś, co kategoryzujesz tak samo, jak oglądanie filmów na telefonie komórkowym?

Używam telefonu do nie tylko do  rozmowy. Jeśli porównasz wielkość i jakowość telefonu, jeśli trzymasz w ręku przed sobą, wystarczająco blisko, masz dobre słuchawki, to ekran może być porównywalny do tego w kinie. Ale naokoło wszystko cię rozprasza. A to powoduje, że nie będzie to nigdy to samo doświadczenie, tak samo głębokie. To smutne, ale mogą być rzeczy, które będą dobre. Ale nie będzie tak, jak w kinie.

Rozmawialiśmy o kwestiach technicznych, a chciałbym zapytać o filozofię. Jeden z twoich filmów wpłynął na mnie, to jeden z moich ulubionych. Tak bardzo na mnie wpłynął, że zmusił do kupienia czegoś pół roku temu. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że będę miał ten wywiad. To pudełko prezentuje jak rozumiem Mulholland Drive. Myślę, że jest to film o strachu, o byciu przestraszonym. Myślę, że im bardziej się boisz, im mniej o czymś masz pojęcie, tym bardziej się boisz. Im mniej rozumiesz, mniej widzisz, tym bardziej się boisz. Nie wiem co myślisz o tej teorii, chcę ci to ofiarować. Możesz to otworzyć lub nie. Jeśli tego nie zrobisz, będziesz się obawiać tego, co jest w środku.

Otworzę to w tej chwili. ..

Uważasz, że to jest właśnie w ten sposób?

Myślę, że istnieje strach przed nieznanym, każdy o tym wie. Kiedy nie wiesz…

To dla ciebie…

Dziękuję bardzo… musze to złożyć w pudełku, w moim domu. Dla mnie tajemnice są jak magnes. Uwielbiamy je. Większość ludzi lubi iść tam, gdzie jest tajemnica. Może gdzieś w tym być strach, ale jest w tym też rodzaj potrzeby, potrzeby wiedzy.

Czy chcesz się czegoś dowiedzieć? Czy filmy, które robisz, ujawniają sposób, w jaki pokazujesz swoje pragnienie zrozumienia świata? Czy to tylko gra z widzami?


To nie gra i pragnienie. To tłumaczenie pomysłów, w których się zakochałem. To wszystko.

Jakie to pomysły?


Pomysły istnieją na wszystko. Pomysł istniał w stworzeniu tego pudełka. Wszystko, co jest zrobione, zaczyna się od pomysłu. Najważniejsze, to pochwycić pomysł, w którym się zakochałeś. Pomysły przychodzą cały czas. Ogromne ilości pomysłów. Czasem łapiesz jakąś i mówisz: wow, to jest niesamowite. Spisujesz to, i tak to się zaczyna.

Wróćmy do filmu, do pomysłów w twoich filmach.

Jest takie powiedzenie: świat jest taki, jaki jesteś ty. To kosmiczne wyrażenie. Świat jest taki, jaki jesteś ty. Jeśli patrzysz na świat przez brudne, niebieskie okulary, taki świat będzie dla ciebie. Jeśli wyczyścisz te okulary i zamienisz ich kolor na różowy i złoty, to będzie twój świat. Dlatego ludzie biorą różne rzeczy z jednego filmu.

Wiele osób postrzega twoje filmy jako mroczne, tajemnicze. Ale jak cię tu widzę, jesteś bardzo pozytywny, otwarty. Jak to wytłumaczysz?

Artysta nie musi cierpieć, aby pokazać cierpienie. Historie są pełne kontrastów, wiele razy są refleksją nad światem, w którym żyjemy. A żyjemy w mrocznym, pełnym problemów świecie. Ale możesz być bardzo szczęśliwy, opowiadając historie oparte na pomysłach, które przychodzą, w których się zakochałeś, które mają wielki bagaż tajemnic, a wraz z nimi rzeczy pięknych.

Jakie historie najbardziej cię przerażają w tym świecie?

Dla każdego strach przed śmiercią, jest na pierwszym miejscu. Problem polega bowiem na tym, że od urodzenia podążasz ku śmierci.

Czyli to jest twój największy strach?


Tego przypuszczalnie boję się najbardziej.

Rozmawiałem z kilkoma polskimi aktorami. Wiesz czego boją się najbardziej?

Czego?

Robienia filmu bez scenariusza.

Robienie filmu bez scenariusza jest jak robienie filmu bez pomysłów. Jest możliwe zebranie grupy ludzi, bez scenariusza. Ale pomysły zaczynają płynąć.

Czy tak nie było z Inland Empire?

Nie. W pewien sposób to dotyczy wszystkiego. Ale pomysły, które płyną, tworzą scenariusz. Scenariusz jest pomysłami, które przychodzą, organizują się w historię, scenariusz. Zbudowany ze słów. Wtedy pomysły, które nigdy nie mały stać się tylko słowami, stają się elementem kina. Są pomysłami kina, tłumaczysz je na język kina. Tym jest gotowy film.

Wracając do Inland Empire i do Łodzi. Dlaczego wybrałeś Łódź?

Łódź wybrała mnie. Nie miałem pojęcia, że pomysły przyjdą z Łodzi. Przyjechałem tu i pomysły, idee zaczęły do mnie napływać. Te pomysły doprowadziły do Inland Empire (ostatni film Lyncha, częściowo nakręcony w Łodzi – przyp.). Tak to się stało. Pomysły mogą przyjść zewsząd. Jak już powiedziałem, przychodzą z muzyki, z obrazów, budynków, ludzi, dźwięków. Z małych rzeczy i tych wielkich. Przychodzą ciągle, ale raz na jakiś czas przychodzi taka, w której się zakochujesz. Tak się stało w Łodzi.


Jaką inwestycją?

Łódź.

Mówisz o fabryce elektronicznej? W tym miejscu, wspomagani środkami z Unii Europejskiej, chcemy zbudować studio,  dla malarstwa, rzeźby, muzyki, teatru, wszystko dla ludzi, by mogli przyjść i tworzyć. Gdy już to osiągniemy, ludzie będą mogli tam tworzyć, pokazywać i sprzedawać swoje prace. I wspólnie będziemy to rozwijać.

Niektórzy mówią w Łodzi, że łatwiej być traktowany jak gwiazda w Łodzi, niż w „Hollyłódź”.

W Łodzi jest tak dobra atmosfera, dla tworzenia dobrej przyszłości. Zawsze znajdą się ludzie wypełnieni zazdrością, którzy będą mówić dziwne rzeczy. To smutne. Ale w Łodzi, jak i w całej Polsce, wyczuwa się energię, wolność, i wyścig do lepszej przyszłości. Negatywne wypowiedzi są smutne. Każdy kto spowalnia proces dochodzenia do przyszłości, jest głupcem. Nie tylko szkodzi ogółowi, ale także samemu sobie.

Pracujesz w Łodzi także nad festiwalem Camerimage. Co o nim sądzisz?

Ludzie z festiwalu stali się moimi przyjaciółmi od 2000 roku. Są niezależni, pełni energii, pomysłów. Tworzą ten festiwal rok za rokiem. Wydarzenie staje się coraz większe. I to jest bardzo dobre dla Łodzi.

Teraz jesteś tu, na Śląsku, z dodatkową pracą. Co to jest?


To jest część festiwalu, wystawy grafiki, fotografii, a także zdjęć z filmów.

Jesteś z nich dumny, lubisz je?

Tak, lubię je bardzo.

Był taki polski artysta, nazywał się Witkacy. Podpisywał swoje prace nazwami narkotyków, które brał malując. Jak ty wspomagasz swój proces twórczy?

Wspomagam się chodząc do skarbca, dwa razy dziennie, z transcendentalną medytacją. Medytuję od 46 lat, dwa razy dziennie. Nigdy nie przegapiłem ani jednego razu. Ludzi zaczyna fascynować skarb, który jest w nich samych, i chcą robić to samo.

Dziękuję ci za wywiad i życzę ci dużo miłości.
Ja również ci tego życzę.
Źródło


Natalie Portman
Jak trafiłaś do obsady filmu "Bracia"?
Najpierw przeczytałam scenariusz, a potem spotkałam się z Jimem Sheridanem, który wcale nie chciał dać mi roli Grace! Chyba bał się, że jestem za młoda! Zresztą sama nie wiem, o co mu chodziło. Może inne aktorki podobały mu się bardziej. W każdym razie musiałam mocno się napracować, żeby go przekonać, że sobie poradzę. Potem moje konkurentki zrezygnowały z roli, więc ostatecznie ja ją dostałam. Bardzo się ucieszyłam perspektywą pracy z Jimem, Tobeyem i Jake’em. Po raz pierwszy miałem spotkać się na planie z aktorami, których znam prywatnie. Tobeya poznałam, kiedy miałam 14 lat, a Jake’a jak miałam osiemnaście. Kiedy więc spotykaliśmy się w swoich domach, żeby rozmawiać o scenariuszu, czuliśmy się jak dobrzy znajomi i nie było między nami żadnego dystansu. W następnej kolejności zaczęłam spotykać się z żonami żołnierzy i rozmawiać z nimi o ich życiu.

Czego się od nich dowiedziałaś?
Pytałam o ich doświadczenia, o to jak dzieci znoszą długą rozłąkę z ojcami. Chciałam wiedzieć, jak ich mężowie zachowują się przed wyjazdem na misję, co robią. I jak wygląda życie rodziny po ich powrocie, czy sytuacja bardzo się zmienia. Najbardziej zaciekawił mnie fakt, że te kobiety traktują dom jak swoją własną, prywatną linię frontu. Czują, że muszą mieć nad wszystkim kontrolę, by ich mężowie mogli spokojnie skupić się na swoim zadaniu. Nawet kiedy pojawiały się kłopoty z dziećmi albo z pieniędzmi, nigdy nie mówiły o tym mężom, by ich nie martwić i nie dekoncentrować. "Kochanie, wszystko pod kontrolą. Panuję nad sytuacją". Te kobiety są silne i twarde. Same mogłyby nosić mundur.

Jak wyglądały te spotkania z żonami?
Bardziej przypominały wywiad niż zwykłą rozmowę. Wybierałam temat, na przykład jak wygląda ich zwykły dzień, i zadawałam szczegółowe pytania. Niektóre informacje wykorzystywaliśmy potem w scenariuszu. Tak było z listem. Jedna z kobiet powiedziała mi, że jej mąż napisał do każdego członka rodziny pożegnalny list, który można otworzyć, gdyby nie wrócił. Dla mnie ważne było już samo to, że dzięki tym rozmowom stykam się z problemami, które większości ludzi w ogóle nie dotyczą. I że muszę zastanowić się nad kwestiami, które zwykle skrzętnie omijamy. Jak choćby to, że w każdej chwili możemy umrzeć. Żołnierze i ich bliscy muszą zmierzyć się z tą okrutną prawdą w bardzo młodym wieku, gdy większość ludzi nie myśli o umieraniu, tylko o zakładaniu rodziny. Myślę, że takie doświadczenie może albo bardzo umocnić związek, albo całkiem go zniszczyć.

Czy po zakończeniu dnia zdjęciowego potrafisz uwolnić się od emocji, które przeżywałaś na planie?
Jak każdy normalny człowiek chcę po pracy wrócić do domu i zająć się czymś innym. Niestety nie zawsze się to udaje. Czasem emocje podstępnie wracają, gdy się tego najmniej spodziewasz.

Czy zauważyłaś jakieś podobieństwa między tobą a Grace? Które z jej cech są ci najbliższe?
Na pewno sposób, w jaki przeżywa swoje macierzyństwo. Sama mam fantastyczną mamę, ciepłą, troskliwą, pełną macierzyńskich uczuć, więc ten model mam od dawna gotowy. Poza tym życie rodzinne bardzo mnie interesuje. Rodzina to początek wszystkiego, każdej historii, bez względu na jej koniec. Poza tym byłam już filmową matką. Pierwszy raz w filmie "Gdzie serce twoje", potem w "Gwiezdnych wojnach", "Wzgórzu nadziei" i w "Kochanicach króla". Cóż, akurat w tym ostatnim filmie moja bohaterka traci dziecko, ale w ciąży jest. Sporo czasu spędziłam ze sztucznym brzuchem (śmiech).

Czy widziałaś duński film, na podstawie którego Jim Sheridan nakręcił "Braci"?
Tak, ale dopiero po rozpoczęciu przygotowań do naszej wersji. Bardzo mi się podoba. Podziwiam sposób, w jaki został zrealizowany, ale od początku byłam pewna, że Jim stworzy na jego podstawie coś własnego i oryginalnego, bo jest na tyle wybitnym filmowcem, że nie musi kopiować pomysłów. Wystarczy przenieść akcję do Ameryki, by całość uległa drastycznej zmianie.

Które wątki wydały ci się najciekawsze? Które są ci bliskie?
Niewątpliwie intrygujący jest wątek zakazanej miłości. Oraz granicy poświęceń, do których jesteśmy zdolni dla ratowania rodziny. W ogóle sam wątek rodziny, którą przecież każdy z nas ma. Mamy rodzinę najbliższą, mamy krewnych, nasi koledzy z pracy to też pewnego rodzaju rodzina. Jest jeszcze społeczność, w której funkcjonujemy, grupa wyznaniowa, z którą się identyfikujemy. Wreszcie nasza ojczyzna. Wszystkie te grupy spotykają się w każdym z nas. Fascynuje mnie, kiedy słyszę, że najwięksi tego świata, jak choćby Ghandi, mają problemy małżeńskie. Ci, którzy potrafią porywać tłumy i poświęcają się dla ojczyzny, nie potrafią rozwiązywać prywatnych problemów o nieporównywalnie mniejszej skali. Uważam, że to niesamowite.

Czy udział w tym filmie wpłynął na zmianę twoich poglądów?
Raczej nie. Może tylko w tym znaczeniu, że dotąd miałam dość stereotypowe wyobrażenie o rodzinach wojskowych. Dopiero rozmowy z żonami żołnierzy uświadomiły mi, że okoliczności i warunki wpływające na ich wybory są o wiele bardziej złożone niż sądziłam. Jako osoby nie należące do rodzin żołnierzy nie mamy pojęcia o ich odwadze ani o tym, jak wiele poświęcają w sferze prywatnej, rodzinnej. Więc tak, na pewno otworzyły mi się oczy na różne sprawy, ale nie sądzę, żebym zmieniła poglądy.

Czy potrafisz zrozumieć ludzi, którzy wstępują do armii po to, by walczyć, czy jesteś zdeklarowaną pacyfistką?
Sama na pewno nie wstąpiłabym do wojska ani nie posłałabym tam swojego dziecka. Z drugiej strony nie jestem naiwna, zdaję sobie sprawę, w jakim świecie żyjemy i wiem, że w niektórych rejonach świata interwencja wojskowa jest po prostu niezbędna. Są szczęśliwe kraje, gdzie można się bez armii obyć, ale w innych - myślę tu zwłaszcza o Izraelu - posiadanie wojska to konieczność. Gdyby Izrael nie miał armii, po prostu by nie istniał. Wolałabym nie sprawdzać tej hipotezy na własnej skórze. To paradoks, ale jednym z powodów, dla których nie mogłabym mieszkać w Izraelu jest fakt, że w życiu nie zgodziłabym się, żeby moje dziecko zostało żołnierzem. A postawę: "okej, niech twoje dziecko walczy, ale moje nie" uważam za nieuczciwą.

Ostatnio bardzo intensywnie pracujesz. Czy dlatego, że dostajesz mnóstwo propozycji, których nie możesz odrzucić, czy może jesteś pracoholiczką?
Przed "Braćmi" zrobiłam sobie długie, roczne wakacje. Po skończeniu zdjęć też przez rok odpoczywałam. Potem zagrałam u Dona Roosa w "Love and Other Impossible Pursuits" i znów zrobiłam sobie przerwę. Nie dostałam żadnego ciekawego scenariusza ani interesującej roli. A potem niespodziewanie spadł na mnie grad świetnych projektów, w których chciałam wziąć udział. Myślałam, więc sobie: "Dobra, biorę to. Takie okazje mogą się szybko nie powtórzyć". Ale teraz czuję się naprawdę zmęczona.

Czy w przyszłości chciałabyś zająć się reżyserią?
Nie wiem. Mówiąc szczerze nie robię tak dalekosiężnych planów. Interesuje mnie reżyserowanie, ale naprawdę nie wiem, czy kiedyś stanę po drugiej stronie kamery.

Jesteś nie tylko aktorką, lecz także producentką. Czy chcesz w ten sposób promować projekty z większym udziałem kobiet?
Między innymi. Nasza firma dostaje projekty, w których główna rola często jest przeznaczona dla mnie. Ale w pierwszym filmie, który wyprodukowaliśmy ("Hesher") główną rolę gra mężczyzna.

Bierzesz lekcje baletu do roli w "Czarnym łabędziu". Czy wcześniej tańczyłaś?
Tak, do trzynastego roku życia. Chyba miałam trochę zawyżone mniemanie o swoich choreograficznych możliwościach (śmiech). Myślałam sobie: "Hmm, niezła jestem". A potem zaczęłam brać lekcje i stwierdziłam: "Cholera, nie jest dobrze".  To dla mnie wielkie wyzwanie, ale też niesamowita przygoda. Ale nie chcę o tym mówić, bo praca dopiero się zaczyna.

Często słyszy się, że jesteś jedną z najinteligentniejszych aktorek…
Miło, że tak mówią. Ale szkoda, że to nieprawda.  Gwarantuję ci, że tak nie jest, ale miło słyszeć taką opinię na swój temat.

Stworzyłaś stronę internetową makingof.com. W jakim celu?
Mamy takie czasy, że mnóstwo ludzi chce i próbuje kręcić filmy. Wystarczy przejrzeć zawartość You Tube. Niestety, nie wszyscy wiedzą, jak się do tego zabrać, a nie każdy ma szczęście zdobywać doświadczenia na prawdziwym planie filmowym. I nie każdy może skończyć szkołę filmową. Niektórzy zaczynają swoją przygodę z filmem w wieku sześciu lat. Zastanawialiśmy się, jak pomóc takim samoukom. Pomyśleliśmy sobie: "Fajnie byłoby stworzyć szkołę filmową on-line, gdzie eksperci udzielaliby wskazówek i uczyli podstaw warsztatu". Właśnie po to założyliśmy tę stronę.
Źródło













You Might Also Like

0 komentarze

Flickr Images