Wywiady (odc.1)
lutego 20, 2014Każdy odcinek będzie zawierać dwa wywiady światowych gwiazd, kobiety oraz mężczyzny. |
Źródło |
Natalie Portman |
Jak trafiłaś do obsady filmu "Bracia"?
Najpierw przeczytałam scenariusz, a potem spotkałam
się z Jimem Sheridanem, który wcale nie chciał dać mi roli Grace! Chyba
bał się, że jestem za młoda! Zresztą sama nie wiem, o co mu chodziło.
Może inne aktorki podobały mu się bardziej. W każdym razie musiałam
mocno się napracować, żeby go przekonać, że sobie poradzę. Potem moje
konkurentki zrezygnowały z roli, więc ostatecznie ja ją dostałam. Bardzo
się ucieszyłam perspektywą pracy z Jimem, Tobeyem i Jake’em. Po raz
pierwszy miałem spotkać się na planie
z aktorami, których znam prywatnie. Tobeya poznałam, kiedy miałam 14
lat, a Jake’a jak miałam osiemnaście. Kiedy więc spotykaliśmy się w
swoich domach, żeby rozmawiać o scenariuszu, czuliśmy się jak dobrzy
znajomi i nie było między nami żadnego dystansu. W następnej kolejności
zaczęłam spotykać się z żonami żołnierzy i rozmawiać z nimi o ich życiu.
Czego się od nich dowiedziałaś?
Pytałam o ich doświadczenia, o to jak dzieci znoszą
długą rozłąkę z ojcami. Chciałam wiedzieć, jak ich mężowie zachowują
się przed wyjazdem na misję, co robią. I jak wygląda życie rodziny po
ich powrocie, czy sytuacja bardzo się zmienia. Najbardziej zaciekawił
mnie fakt, że te kobiety traktują dom jak swoją własną, prywatną linię
frontu. Czują, że muszą mieć nad wszystkim kontrolę, by ich mężowie
mogli spokojnie skupić się na swoim zadaniu. Nawet kiedy pojawiały się
kłopoty z dziećmi albo z pieniędzmi, nigdy nie mówiły o tym mężom, by
ich nie martwić i nie dekoncentrować. "Kochanie, wszystko pod kontrolą.
Panuję nad sytuacją". Te kobiety są silne i twarde. Same mogłyby nosić
mundur.
Jak wyglądały te spotkania z żonami?
Bardziej przypominały wywiad niż zwykłą rozmowę.
Wybierałam temat, na przykład jak wygląda ich zwykły dzień, i zadawałam
szczegółowe pytania. Niektóre informacje wykorzystywaliśmy potem w
scenariuszu. Tak było z listem. Jedna z kobiet powiedziała mi, że jej
mąż napisał do każdego członka rodziny pożegnalny list, który można
otworzyć, gdyby nie wrócił. Dla mnie ważne było już samo to, że dzięki
tym rozmowom stykam się z problemami, które większości ludzi w ogóle nie
dotyczą. I że muszę zastanowić się nad kwestiami, które zwykle
skrzętnie omijamy. Jak choćby to, że w każdej chwili możemy umrzeć.
Żołnierze i ich bliscy muszą zmierzyć się z tą okrutną prawdą w bardzo
młodym wieku, gdy większość ludzi nie myśli o umieraniu, tylko o
zakładaniu rodziny. Myślę, że takie doświadczenie może albo bardzo
umocnić związek, albo całkiem go zniszczyć.
Czy po zakończeniu dnia zdjęciowego potrafisz uwolnić się od emocji, które przeżywałaś na planie?
Jak każdy normalny człowiek chcę po pracy wrócić do
domu i zająć się czymś innym. Niestety nie zawsze się to udaje. Czasem
emocje podstępnie wracają, gdy się tego najmniej spodziewasz.
Czy zauważyłaś jakieś podobieństwa między tobą a Grace? Które z jej cech są ci najbliższe?
Na pewno sposób, w jaki przeżywa swoje
macierzyństwo. Sama mam fantastyczną mamę, ciepłą, troskliwą, pełną
macierzyńskich uczuć, więc ten model mam od dawna gotowy. Poza tym życie
rodzinne bardzo mnie interesuje. Rodzina to początek wszystkiego,
każdej historii, bez względu na jej koniec. Poza tym byłam już filmową
matką. Pierwszy raz w filmie "Gdzie serce twoje", potem w "Gwiezdnych
wojnach", "Wzgórzu nadziei" i w "Kochanicach króla". Cóż, akurat w tym
ostatnim filmie moja bohaterka traci dziecko, ale w ciąży jest. Sporo
czasu spędziłam ze sztucznym brzuchem (śmiech).
Czy widziałaś duński film, na podstawie którego Jim Sheridan nakręcił "Braci"?
Tak, ale dopiero po rozpoczęciu przygotowań do
naszej wersji. Bardzo mi się podoba. Podziwiam sposób, w jaki został
zrealizowany, ale od początku byłam pewna, że Jim stworzy na jego
podstawie coś własnego i oryginalnego, bo jest na tyle wybitnym
filmowcem, że nie musi kopiować pomysłów. Wystarczy przenieść akcję do
Ameryki, by całość uległa drastycznej zmianie.
Które wątki wydały ci się najciekawsze? Które są ci bliskie?
Niewątpliwie intrygujący jest wątek zakazanej
miłości. Oraz granicy poświęceń, do których jesteśmy zdolni dla
ratowania rodziny. W ogóle sam wątek rodziny, którą przecież każdy z nas
ma. Mamy rodzinę najbliższą, mamy krewnych, nasi koledzy z pracy to też
pewnego rodzaju rodzina. Jest jeszcze społeczność, w której
funkcjonujemy, grupa wyznaniowa, z którą się identyfikujemy. Wreszcie
nasza ojczyzna. Wszystkie te grupy spotykają się w każdym z nas.
Fascynuje mnie, kiedy słyszę, że najwięksi tego świata, jak choćby
Ghandi, mają problemy małżeńskie. Ci, którzy potrafią porywać tłumy i
poświęcają się dla ojczyzny, nie potrafią rozwiązywać prywatnych
problemów o nieporównywalnie mniejszej skali. Uważam, że to niesamowite.
Czy udział w tym filmie wpłynął na zmianę twoich poglądów?
Raczej nie. Może tylko w tym znaczeniu, że dotąd
miałam dość stereotypowe wyobrażenie o rodzinach wojskowych. Dopiero
rozmowy z żonami żołnierzy uświadomiły mi, że okoliczności i warunki
wpływające na ich wybory są o wiele bardziej złożone niż sądziłam. Jako
osoby nie należące do rodzin żołnierzy nie mamy pojęcia o ich odwadze
ani o tym, jak wiele poświęcają w sferze prywatnej, rodzinnej. Więc tak,
na pewno otworzyły mi się oczy na różne sprawy, ale nie sądzę, żebym
zmieniła poglądy.
Czy potrafisz zrozumieć ludzi, którzy wstępują do armii po to, by walczyć, czy jesteś zdeklarowaną pacyfistką?
Sama na pewno nie wstąpiłabym do wojska ani nie
posłałabym tam swojego dziecka. Z drugiej strony nie jestem naiwna,
zdaję sobie sprawę, w jakim świecie żyjemy i wiem, że w niektórych
rejonach świata interwencja wojskowa jest po prostu niezbędna. Są
szczęśliwe kraje, gdzie można się bez armii obyć, ale w innych - myślę
tu zwłaszcza o Izraelu - posiadanie wojska to konieczność. Gdyby Izrael
nie miał armii, po prostu by nie istniał. Wolałabym nie sprawdzać tej
hipotezy na własnej skórze. To paradoks, ale jednym z powodów, dla
których nie mogłabym mieszkać w Izraelu jest fakt, że w życiu nie
zgodziłabym się, żeby moje dziecko zostało żołnierzem. A postawę: "okej,
niech twoje dziecko walczy, ale moje nie" uważam za nieuczciwą.
Ostatnio bardzo intensywnie pracujesz. Czy
dlatego, że dostajesz mnóstwo propozycji, których nie możesz odrzucić,
czy może jesteś pracoholiczką?
Przed "Braćmi" zrobiłam sobie długie, roczne
wakacje. Po skończeniu zdjęć też przez rok odpoczywałam. Potem zagrałam u
Dona Roosa w "Love and Other Impossible Pursuits" i znów zrobiłam sobie
przerwę. Nie dostałam żadnego ciekawego scenariusza ani interesującej
roli. A potem niespodziewanie spadł na mnie grad świetnych projektów, w
których chciałam wziąć udział. Myślałam, więc sobie: "Dobra, biorę to.
Takie okazje mogą się szybko nie powtórzyć". Ale teraz czuję się
naprawdę zmęczona.
Czy w przyszłości chciałabyś zająć się reżyserią?
Nie wiem. Mówiąc szczerze nie robię tak
dalekosiężnych planów. Interesuje mnie reżyserowanie, ale naprawdę nie
wiem, czy kiedyś stanę po drugiej stronie kamery.
Jesteś nie tylko aktorką, lecz także producentką. Czy chcesz w ten sposób promować projekty z większym udziałem kobiet?
Między innymi. Nasza firma dostaje projekty, w
których główna rola często jest przeznaczona dla mnie. Ale w pierwszym
filmie, który wyprodukowaliśmy ("Hesher") główną rolę gra mężczyzna.
Bierzesz lekcje baletu do roli w "Czarnym łabędziu". Czy wcześniej tańczyłaś?
Tak, do trzynastego roku życia. Chyba miałam trochę
zawyżone mniemanie o swoich choreograficznych możliwościach (śmiech).
Myślałam sobie: "Hmm, niezła jestem". A potem zaczęłam brać lekcje i
stwierdziłam: "Cholera, nie jest dobrze". To dla mnie wielkie wyzwanie,
ale też niesamowita przygoda. Ale nie chcę o tym mówić, bo praca
dopiero się zaczyna.
Często słyszy się, że jesteś jedną z najinteligentniejszych aktorek…
Miło, że tak mówią. Ale szkoda, że to nieprawda. Gwarantuję ci, że tak nie jest, ale miło słyszeć taką opinię na swój temat.
Stworzyłaś stronę internetową makingof.com. W jakim celu?
Mamy takie czasy, że mnóstwo ludzi chce i próbuje
kręcić filmy. Wystarczy przejrzeć zawartość You Tube. Niestety, nie
wszyscy wiedzą, jak się do tego zabrać, a nie każdy ma szczęście
zdobywać doświadczenia na prawdziwym planie filmowym. I nie każdy może
skończyć szkołę filmową. Niektórzy zaczynają swoją przygodę z filmem w
wieku sześciu lat. Zastanawialiśmy się, jak pomóc takim samoukom.
Pomyśleliśmy sobie: "Fajnie byłoby stworzyć szkołę filmową on-line,
gdzie eksperci udzielaliby wskazówek i uczyli podstaw warsztatu".
Właśnie po to założyliśmy tę stronę.
|
Źródło |
0 komentarze