Okiem Agaty: filmowe fascynacje - Czas na miłość (About Time, 2013)

grudnia 06, 2015

Zapraszam do zapoznania się z recenzją kolejnego filmu rekomendowanego przez Agatę.

W tym tygodniu "Czas na miłość" niezawodnego Richarda Curtisa, twórcy niezapomnianych komedii romantycznych, takich jak "Cztery wesela i pogrzeb", "Notting Hill" czy "To właśnie miłość".

Czas na miłość (About Time, 2013)
Richard Kurtis to dla mnie król brytyjskiej komedii, zwłaszcza tej romantycznej. Ma w swoim port folio serialowe klasyki , takie jak „Jaś Fasola” czy „Czarna Żmija”. Szerszą publiczność urzekł pełnym metrażem. „Cztery wesela i pogrzeb”, „Notting Hill”, „Dziennik Bridget Jones”, „To właśnie miłość” – wszystko to tytuły, do których nie tylko ja lubię wracać w chłodne, zimowe wieczory przy lampce wina z ukochanym. Długo myślałam, że Curtis to twórca, który trzyma poziom, ale któremu trudno będzie przebić samego siebie i nakręcić film sympatyczniejszy, cieplejszy i bardziej zajmujący niźli pozostałe.  Wygląda na to, że myliłam się. „Czas na miłość” chwilowo wysunął się na pierwsze miejsce w moim prywatnym rankingu dzieł tego reżysera.

Oś intrygi, na której zasadza się „Czas na miłość” jest zarówno naiwnie banalna jak i odróżniająca ów film od pozostałych produkcji tego gatunku. Oto Tim (Domhnall Gleeson), rudy, nieco nieporadny, patykowaty główny bohater,  któremu ze względu na naturalne warunki oraz wrodzoną nieśmiałość trudno jest nawiązać satysfakcjonującą relację z płcią przeciwną dowiaduje się od ojca (Bill Nighy),  iż podobnie jak inni mężczyźni w jego rodzinie, potrafi przemieszczać się w czasie. Nowo zdobytą umiejętność pożytkuje aby zdobyć ukochaną, niejaką Mary (Rachel McAdams), i tak pokierować swoim życiem, aby było ono wypełnione miłością.
Nie ma w tym filmie przesadnych efektów specjalnych, gdyż do podróży w czasie bohaterom nie jest potrzebny żaden wyszukany sprzęt. Nie ma w tym filmie nadmiernego epatowania plenerem. Nie ma w nim też przesadnie wartkiej akcji. Ten obraz płynie w swoim, nieco flegmatycznym tempie, aby nastroić optymistycznie każdego, kto wraz z głównymi bohaterami pragnie się przekonać o tym, co ostatecznie przyniesie przyszłość.

Osobiście bardzo podobała mi się gra aktorska. Bill Nighy zaskoczył mnie kreacją ojca głównego bohatera. Mimo jego licznych i jakże zróżnicowanych ról zanadto kojarzyłam  go chyba z mrocznym wcieleniem wampira Viktora z „Underwold” oraz podstarzałego gwiazdora Billy Macka z „To właśnie miłość”. Tymczasem jego drugoplanowa rola w „Czas na miłość” zawiera w sobie wiele ciepła i pewną głębię, które pokochałam, a których się – prawdę powiedziawszy – nie spodziewałam. 
Para głównych bohaterów to osobna kwestia. Domhnalla Gleesona kojarzyłam do tej pory jedynie jako Billa Weasley’a z sagi o Harrym Potterze oraz Lewina z nieco dziwacznej ekranizacji „Anny Kareniny”. Jest to zatem dla mnie aktor dość charakterystyczny, ale raczej mało ograny i kojarzony głównie  drugim planem. Stąd też zaskoczenie, że ma aż taki potencjał komediowy oraz, że potrafi udźwignąć całą fabułę jako centralna postać pierwszego planu. Jego partnerka ekranowa, Rachel  McAdams to prawdziwy kameleon i wulkan energii.

Na ekranie prezentuje się kwitnąco i bardzo młodzieńczo. Potrafi z równym wdziękiem wcielić się w 20 jak i 30-latkę. W ogóle nie dostrzegamy, iż faktycznie jest od swojego partnera około 5 lat starsza. W tym kontekście totalnym zaskoczeniem była dla mnie jej kolejna rola – w drugim sezonie serialu „Detektyw” produkcji HBO, gdzie grała nieco depresyjną i mocno niepoukładaną życiowo panią detektyw. Widać po owym zestawieniu jak wszechstronna to aktorka. Choćby dla owego trio warto ów film zobaczyć.

I chyba na koniec, aby w pełni zanurzyć się w klimacie omawianej produkcji, chciałabym zarekomendować przesłuchanie ścieżki dźwiękowej. Na mnie działa ona bardzo energetyzująco. W szczególności upodobałam sobie odsłuchiwanie tematu przewodniego z filmu, czyli piosenki „How Long Will I Love You” w  wykonaniu Jona Bodena, Sama Sweeney’a i Bena Colemana. Od razu mi cieplej na sercu, gdy ta niby niepozorna melodyjka płynie z głośników…
źródło zdj: movieweb, cineplex, independent

autorka recenzji: Agata

You Might Also Like

0 komentarze

Flickr Images