Twarz (2018) - Przeglądanie się w lustrze

kwietnia 12, 2018


Szumowska w swoim stylu wkłada kij w mrowisko. Ale potem zaczyna tym kijem brutalnie okładać tych, których opisuje. Moim zdaniem, tym razem zabrakło jej dystansu.

Tak o filmie „Twarz” pisze Marta Szczepańska, która zmieniła nazwisko (z Łozowska), ale zamiłowanie do kina jej zostało.


Po świetnym „Body/ciało”, ciekawe było, czym zaskoczy Małgorzata Szumowska. I… nie zaskoczyła. Swoim nowym filmem – owszem, potwierdza, że potrafi robić ciekawe kino, jednak tym razem zabrakło jej dystansu, przedobrzyła. Przyzwyczaiła nas, że na temat spogląda ze swoistego, charakterystycznego punktu widzenia. Tym razem chyba jednak poczuła, że do tego typu spoglądania już nas przyzwyczaiła i postanowiła pójść krok dalej. Moim zdaniem się nie opłaciło. Wybrała nie tę drogę.

Na początku filmu, wszystko wskazuje na to, że dostaniemy intrygujące kino. Szumowska nigdy nie idzie bowiem na łatwiznę. Tak było i tym razem. W filmie „Twarz” od razu zaskakują kadry – rozmazane, które zmuszają widza do patrzenia tylko w jeden punkt. Mamy świadomość kontekstu, ale i tak nasze oczy wędrują dokładnie tam, gdzie chce reżyserka. Z czasem orientujemy się, że tak widzi nasz bohater – Jacek, który w wyniku wypadku traci twarz. I staje się pierwszym w Polsce człowiekiem, któremu lekarze ją przeszczepiają. Ta historia staje się pretekstem, do bardzo wielu, czasem brutalnych, diagnoz współczesnej prowincji.

Klamrą tego filmu jest postać grana przez Mateusza Kościukiewicza – liczyłam, że dzięki temu obrazowi, przekonam się do tego aktora. Jednak tą kreacją mnie nie oczarował. Może to po trosze wina reżyserki, która najpierw pozwala nam poznać i polubić młodego, sprytnego i czującego swoją wartość człowieka, który ma własne ambicje, by potem trochę go porzucić. W drugiej części filmu, po wypadku, grany przez niego bohater przestaje być ważny. Nie jemu tak do końca zaczynamy się przyglądać, tylko jego otoczeniu, reakcji i postawom rodziny i mieszkańców wsi. Myślę, że dużo lepiej by temu filmowi zrobiło, gdybyśmy mieli okazję obserwować historię wyobcowania naszego bohatera. Autorka wybiera jednak inaczej. I w tym momencie zaczyna także kąsać.

Nie da się tego filmu oglądać, nie mając z tyłu głowy „Wesela” Smarzowskiego i „Cichej nocy” Domalewskiego. Bo to przy świątecznym stole ujawniają się wszelkie rodzinne animozje i słabości. To one stają się punktem wyjścia do ataków, które reżyserka postanawia przeprowadzić.

Szumowska nie zaznacza jednak, że opiera swój film na faktach (a opiera, miała nawet okazję rozmawiać z Grzegorzem Galasińskim – pierwowzorem Jacka). Daje sobie w ten sposób prawo do komentowania, ganienia społeczeństwa za m.in. stereotypowe myślenie, niechęć do obcokrajowców czy zaściankową religijność. I tu zaczynają się schody, bo choć obnaża społeczne niedostatki, pokazuje też swój brak dystansu. Wszystko jest ok, gdy tylko opisuje, bo tego, że ma ten zmysł wyostrzony, nie można jej absolutnie odmówić. Opis staje się jednak krytyką – w ten sposób Szumowska traci swój pazur i trochę zaczyna zrzędzić.

Nie można też pominąć słabego zakończenia, tym bardziej, gdy mamy w głowie dużo lepsze „Body/ciało”, w którym reżyserka przebija napompowany balonik, pozwala spojrzeć na wszystko z optymistycznego dystansu. Tutaj na końcu nie dzieje się nic. Pozostaje głuchy smutek. Ale wcale nie za ten smutek, wydźwięk filmu, daję mu 7/10 gwiazdek. Doceniam, że za „Twarz” Szumowska dostała Srebrnego Niedźwiedzia w Berlinie. Bo to jest summa summarum ciekawe studium przypadku -ale dla obcokrajowca. Z punktu widzenia Polaka, to jednak film rozrachunkowy – mocny i cierpki. Trochę jak kopanie leżącego – a reżyserka nie oszczędza nikogo. I gdyby nie ten brak dystansu, dałabym gwiazdkę więcej.


autorka: Marta Szczepańska

You Might Also Like

0 komentarze

Flickr Images