Serial obyczajowy, który przyciąga na kilka sezonów musi mieć albo bardzo dobry scenariusz, albo świetną obsadę. W serialu The Affair (całe szczęście nie jest przetłumaczony), zmęczenie materiału widoczne było dobitnie w sezonie 3, który pomimo dostarczenia nowych wątków i bohaterów nie zbliżył się poziomem do pierwszych dwóch serii. Dlatego decyzja o nakręceniu kolejnych odcinków przyszła z poślizgiem i nie od razu.
Sądząc jednak po energii na planie i świetnych rolach głównych aktorów warto było.
I od razu zmieniamy miejsce akcji na Californię, diametralnie różną od realistycznego, szarego, betonowego, zimnego Nowego Jorku. Nasz pisarz, recydywista nieudolnie walczy o uwagę swoich dzieci, które są przy Hellen. Dodatkowo wraca do pracy nauczyciela, w której odnajduje się za sprawą jednego z uczniów.
Ma dużo na głowie. Przede wszystkim nie odnajduje się w nowych realiach. Zachodnie Wybrzeże męczy ją ze względu na ciągłe słońce, jałowe rozmowy z psychoanalitykiem. Ale to dopiero preludium do największej tragedii, która dopada nową patchworkową rodzinę Hellen. Choroba Vica, lekarza, który jest ideałem. Dla niej, dla rodziców, dla dzieci. Bohater, który dostał kilka ważnych scen w tym sezonie, potęgował dramatyzm sytuacji. Tak samo jak nowa bohaterka, sąsiadka Sierry, której los możemy przeczuwać od początku.
Próbuje prowadzić normalne życie, odnajduje się w pracy terapeutycznej, ma świetne kontakty z córką, dogadują się z Colem. Czuje się na tyle pewnie, że poznaje kogoś nowego, kogoś powoli próbuje zaufać. Wracają jednak traumy związane ze stratą syna, stres związany z odkryciem obecności ojca, tuż obok niej. Zupełnie absurdalne, praktycznie slap stickowe sceny w samolocie dopełniają goryczy. Alison trafia do aresztu, ale to nie najgorsze co jej przytrafi się w tym sezonie.
On także ma swoje problemy. Nie biznesowe. Tam wszystko układa się na tyle dobrze, że ze swojej restauracji może stworzyć franczyzę wartą miliony dolarów. Cole ma problem ze swoją żoną, która obawia się swojego pobytu w USA. Każda kontrola policji, sytuacja, że będzie na nią zerkało oko Wielkiego Brata powoduje w Luisie strach i paraliż. Ale to nie jest jej największa obawa. Luisa przeczuwa, że Cole nie jest jej oddany w pełni. Ciągle czuje coś do Alison i nie może się od tego uwolnić. W końcu decyduje się wyjechać aby w końcu skonfrontować się ze swoimi uczuciami. Ląduje w Californi, tam gdzie przed narodzinami przebywał też jego ojciec.
Serial zaliczył mocny skręt ze strony intymnej, erotycznej w stronę realizmu. Ciekawi są wszystkie nowe twarzy w serialu. Pomysł na zaburzenie czasu akcji. Często przeskakujemy z przyszłości w przeszłość. Dodatkowo mamy tu swoiste kino drogi, z kumplami, którzy dopiero co się poznali, ale świetnie się dogadują i chcą ze sobą przebywać. Świetna jest scena w motelu, gdzie Noah i Cole zostają nawet na chwilę małżeństwem gejów.
Dramatyczna końcówka serialu nie ma jasnego wyjaśnienia. Konkluzji. Taka forma jest bardzo ciekawa, europejska. Najlepsze w serii są odcinki 7 oraz 8. Ostatnie dwa nie trzymają tego poziomu. Ale serial zdecydowanie kończy się w pełni satysfakcjonujący sposób. Po świetnym pierwszym sezonie utrzymanie tego serialu przez tyle lat jest dużym osiągnięciem. Za jakiś czas na pewno znowu odwiedzę Montauk. Ten klimat i bohaterowie są nie do podrobienia.
„Ludzie, którzy czytają coś ukrywają. Ukrywają, kim naprawdę są. Ludzie, którzy coś ukrywają, nie zawsze lubią to, kim są."
Tamte dni, tamte noce (2017
0 komentarze