Mój piękny syn (2018) - Trochę zbyt pięknie

stycznia 15, 2019

Relacja ojca  z dorastającym synem – trzeba przyznać, że ten element udało się reżyserowi Felixowi Van Groeningenowi ciekawie pokazać. Jednak film nie jest pozbawiony wad. Tak o dramacie „Mój piękny syn” w nowej recenzji pisze Marta Szczepańska.   

Odnoszę wrażenie, że słowo „piękny” jest w tym filmie kluczowe. Bo miłość ojca do syna jest wzniosła, gotowa do poświęceń i wyrzeczeń, troskliwa, po prostu… piękna. Uzależnienie syna też jest jakieś takie piękne, bo wzięło się z pięknego życia – chłopaka, który mimo rozwodu rodziców, ma wszystko by wieść piękne życie i pięknie się rozwijać. Nawet jak cierpi – to jakoś tak pięknie. Nie do końca trafiają do mnie sceny, gdy odurzony jeździ, czy właściwie rozbija się autem i zawsze ma pod ręką telefon, by w naprawdę słabym momencie zadzwonić do ojca. Człowiek uzależniony nie ma wszystkiego pod ręką, na wyciągnięcie i tylko troszkę czuje się zagubiony. Człowiek uzależniony traci wszystko.

Drażni mnie też, że rodzice (i macocha) naszego Nica mają ten komfort, że nie brakuje im nigdy pieniędzy na kolejne odwyki syna i właściwie ich życie zawodowe nie istnieje. Jakby nie mieli innych problemów. I poniekąd sami są sobie winni, bo dali dorastającemu chłopakowi wszystko, nie tylko pod względem materialnym, ale i duchowym, pozwolili mu się rozwijać i poszukiwać siebie. Właściwie uzależnienie naszego bohatera wzięło się z nudy, bo nie z problemów egzystencjalnych. Jakoś mi się to tak trochę nie trzyma kupy, że pozwolę sobie na kolokwializm.


Nie znaczy to wcale, że film ma tylko słabe momenty. Dobra (i celowo nie używam tu słowa – piękna) jest bowiem gra aktorów. Steve Carell jako troskliwy ojciec i Timothée Chalamet jako uzależniony syn, wypadają nad podziw przekonująco. Ojciec szukający rozwiązań mimo niepowodzeń i syn rozedrgany emocjonalnie, to elementy, które ciągną tę opowieść do przodu. Trochę bałam się, że po roli Elio w „Tamtych dniach, tamtych nocach” Chalamet przeszarżuje z emocjami. To się jednak nie stało – to już dojrzały aktor, który doskonale zdaje sobie sprawę ze swojej chłopięcej fizjonomii. Tu duży plus dla niego.

Wracając do „Mojego pięknego syna”, to gdybym nie oceniała gry aktorskiej, film dostałby ode mnie 7 gwiazdek. Historia jednak broni się, mimo trochę kartonowej konstrukcji. Ale za rolę Carella i Chalameta dodaję jeszcze jedną gwiazdkę. Bo dla nich ten film warto zobaczyć. Ode mnie zatem – może trochę naciągana, ale jednak ósemka.


autorka: Marta Szczepańska

You Might Also Like

0 komentarze

Flickr Images