Czego nas uczy Gatsby

kwietnia 23, 2014


Rozmawiałam ostatnio z fanem „Wielkiego Gatsby'ego i usłyszałam mniej więcej takie słowa: „Gatsby to był wielki człowiek. Rzadko się takich spotyka. Chciałbym być bardziej taki jak on”. Ze słów tych płynął wielki podziw dla postaci i romantyzmu jaki ona ucieleśnia. O ile na mnie historia Fitzgeralda również zrobiła spore wrażenie, o tyle odbieram głównego bohatera nieco inaczej. Jego miłość do Daisy to dla mnie raczej przestroga przed romantyzmem nadmiernym, przed zatopieniem się w przeszłości, przed ograniczeniem wszystkich swoich działań do jednego celu. I o tym właśnie będzie ten artykuł





Przypomnijmy sobie najpierw jak to wszystko wygląda w opowieści F.S.Fitzgeralda. Skupię się tu tylko na istotnym dla mnie wątku i zdradzę tylko tyle ile będę musiała. Jay Gatsby, młody żołnierz bez grosza przy duszy, poznaje Daisy Fay, dziewczynę z dobrego domu. Jay pozwala jej sądzić, że należą do tej samej klasy. Zamiast opowiadać o tym kim jest, snuje raczej wizje o tym kim zamierza zostać. Zakochują się w sobie i spotykają do czasu, gdy on zostaje wysłany na front. Młodzi piszą do siebie, ale Daisy zaczyna niecierpliwić się długotrwałą nieobecnością ukochanego. Poznaje Toma Buchanana, sportowca o wysokim statusie społecznym. Biorą ślub, o czym Gatsby dowiaduje się z listu. Niedługo potem pojawia się dziecko. W tym czasie Jay wychodzi z wojska, postanawia spełnić swoje ambicje i odzyskać dziewczynę. Zdobywa pieniądze i pozycje. Kupuje wielką willę po przeciwnej stronie zatoki niż dom Buchananów. Co tydzień urządza w niej huczne imprezy licząc, że Daisy się na którejś zjawi. W końcu spotykają się poprzez jej krewnego i nawiązują romans.

Gatsby'emu udało się w zasadzie wszystko za co tylko zabrał się po zakończeniu służby. Stał się kimś, kim zawsze chciał być. Jednak dla niego były to tylko środki do celu. Nierozerwalnie połączył je z osobą Daisy, przez co nie potrafił się nimi naprawdę cieszyć. Całe jego życie stało się oczekiwaniem na ten upragniony moment, w którym wróci do niego dawna miłość. Nie miał przyjaciół, całymi dniami prowadził interesy, a w weekendy wyprawiał przyjęcia, na których świetnie bawili się wszyscy poza nim. Popełnił ten błąd, że skoncentrował wszystkie swoje wysiłki na jednej osobie. Przez to wystawiał się na prawdopodobieństwo ogromnego cierpienia - niepowodzenie planu byłoby niewyobrażalnym ciosem. Kiedy zależy nam właściwie tylko na jednej osobie (rzeczy, przedsięwzięciu) i ją tracimy, rozpada nam się w zasadzie cały świat. Nie mamy żadnego oparcia, bo wszystko inne poświęciliśmy i zaniedbaliśmy dla tej jednej kwestii i teraz zostaliśmy z niczym, sami jak palec. Może gdyby Jay nie zatracił się tak zupełnie w uczuciu do Daisy, przez te pięć lat poznałby inną dziewczynę, w której zakochałby się równie mocno albo nawet bardziej? A nawet jeśli nie, czy nie byłby szczęśliwszy gdyby poświęcił choć odrobinę energii na rozwinięcie jakiejś pasji bądź nawiązanie przyjaźni, które wspierałyby go na drodze do celu i uczyniły mniej samotnym?

Gatsby postąpił inaczej. W porządku, miał do tego prawo. Kiedy jednak poświęcamy wiele w imię miłości (czy czegokolwiek innego), dobrze się najpierw upewnić, że faktycznie warto, że to uczucie rzeczywiście jest wyjątkowe. Czy nasz bohater tak zrobił? Moim zdaniem nie. Zakochał się w kimś, z kim nie spędził zbyt wiele czasu i komu nie dał się tak naprawdę poznać, bo wiedział jak wiele ich dzieli, a chciał wywrzeć dobre wrażenie. Tak więc ciężko powiedzieć na ile Daisy go w ogóle znała. Działa to też w drugą stronę. Jay czekał na połączenie z ukochaną mnóstwo czasu, ale kiedy to wreszcie nastąpiło, dość szybko pojawiły się problemy. Nie mógł pogodzić się z tym, że nie jest ona tą sama osobą, którą była kiedyś. Kochał jej obraz, który stworzył we własnej głowie, a który składał się z wyidealizowanych wspomnień. Sytuacja, w której Daisy była już kobietą po przejściach, miała męża i dziecko, nie bardzo do tego obrazu przystawała. Takie podejście krzywdzi obie strony. Jedna osoba jest rozczarowana, bo rzeczywistość rzadko jest w stanie sprostać fantazji. Druga, zamiast być kochaną ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami, zostaje sprowadzona do, niemającego z nią wiele wspólnego, wytworu wyobraźni.

I tu dochodzimy do ostatniej kwestii. Gatsby żył w przeszłości. Na stwierdzenie, iż „nie można przeżyć na nowo czasu, który się już raz przeżyło” odpowiedział bez wahania „Nie można? Ależ oczywiście można!” Głęboko wierzył, że będzie w stanie odtworzyć czas jaki stracili, że wszystko będzie tak jakby się zeszli te pięć lat wcześniej. Chciał wziąć ślub w domu jej rodziców, bo tak zrobiliby wtedy. Nie wystarczyło mu też, że dziewczyna zgodziła się do niego wrócić. Wymagał od niej, żeby powiedziała mężowi, że nigdy go nie kochała, żeby przekreśliła całe ich wspólne życie. Nie mógł pogodzić się z tym, że był w jej życiu ktoś po nim. Dostał to, na co tak długo czekał, ale nie był w stanie się tym w pełni cieszyć, bo zupełnie nie wziął pod uwagę upływu czasu i jego następstw.

Jay Gatsby jest postacią, której nie sposób nie kibicować w jej niezłomnym dążeniu do celu. Jest figurą romantyczną, ale, jak to często w literaturze bywa, tragiczną zarazem. Do romantyzmu bowiem, jak do wszystkiego, należy podchodzić z umiarem. Tak więc Gatsby'ego można podziwiać, ale myślę, że przede wszystkim warto wyciągnąć z jego historii jakieś wnioski. Ja je widzę tak: trzeba wiedzieć kiedy walczyć dalej, a kiedy odpuścić, trzeba być świadomym nieuchronności zmian i umieć się do nich dostosować, trzeba widzieć ludzi takimi jacy naprawdę są i właśnie takimi ich kochać.

Autorka artykułu: Anita z Nieżyciowi.pl

You Might Also Like

0 komentarze

Flickr Images