Podchodziłem do tego filmu bardzo pozytywnie nastawiony i po seansie mogę napisać, że w żadnym stopniu nie zostałem zawiedziony. Przedstawiona historia został wielokrotnie już ukazywana w kinie i nie zawsze Dovrze wychodziła, ale w dziele Kennetha Lonergana wypadła świetnie, scenariusz, który jest najlepszym elementem całości, został kapitalnie poprowadzony, zbudowano barwną fabułę z dobrą formą napisanych dialogów. Widać, że Lonergan jest świtnym dramaturgiem.
Zamysł, aby pokazać wspomnienia, dramatu głównego bohatera wypadł w tym przypadku znakomicie, został doskonale wkomponowany, dodaje jeszcze więcej emocji, a także staję się znacznie bardziej urzekający i wciągający.
Emocje zostały wspaniale przekazane, wielokrotnie zostałem mocno poruszony, w wielu scenach chwytają za serce i nie da się przez obok nich obojętnie. Scena pod koniec między Lee (Ben Afflec) a Randi (Michelle Williams) mnie totalnie rozłożyła, jeden z najpiękniejszych, a zarazem smutniejszych momentów, aktorzy w tym momencie pokazali wielki kunszt aktorski. Wielką zaletą jest wpłacenie pozytywnego humoru, dzięki temu dostajemy odpowiedni stopień smutku, i przez chwile możemy, odpocząć od tej atmosfery co w dalszym rozrachunku daję większe skupienie na głównym dramacie.
Bardzo spodobały mi się naturalnie napisane postacie, w każdej z nich można dostrzec zwykłego człowieka, bez zbędnego przerysowania osobowości. Relacja międzyludzkie także zostały odpowiednio pokazanie, szczególnie między Lee (Ben Afflec) a Patrick (Lucas Hedges) wyrosła wspaniała więź, pozytywnie wpływa na całość historii.
Pod względem aktorskim stoi na świetnym poziomie. Ben Affleck zagrał wręcz kapitalnie, widać, że swobodnie czuł się w tej kreacji, ten smutek w oczach mówi wszystko, chyba większą się z tym zgodzi, ta rola jest jak najbardziej Oscarowa, mam nadzieję, że już niebawem zostanie nagrodzony najcenniejszą statuetką. Michelle Williams, choć nie było jej zbyt wiele na ekranie, jak zwykle zagrała świetnie, tworzą bardzo wiarygodną kreację, emocje pokazała w naturalny sposób, mnie już jedną sceną urzekła. Lucas Hedges także w odpowiedni sposób ukazał charakter swoje postaci, bardzo mi się spodobał. Muszę przyznać, że jego nominacja do Oscara wydawała się przesadzona, ale jednak stwierdzam, że na nią zasłużył.
Warstwa techniczna wypadła prawidłowo. Doskonały montaż wznosi dzieło na jeszcze wyższy szczebel, zadbano o odpowiednie tempo, obraz ogląda się bardzo przyjemnie a co najważniejsze nie czuć zagubienia. Sceneria bardzo klimatyczna, operatorsko stoi na świetnym poziomi, zdjęcia bez zarzutu. Największą wadą jak dla mnie jest mocną przeciętną muzyka, mi ono po prostu przeszkadzała, może z jeden utwór nadał klimatu.
Reasumują, „Manchester by the Sea” można śmiało nazwać jednym z najlepszych filmów minionego już roku, według mnie spokojnie może zdobyć Oscara, choć konkurencja jest silna. Na pewno wrócę jeszcze do tej produkcji, aby wyciągnąć z nie jeszcze więcej wniosków oraz refleksji.
„Ludzie, którzy czytają coś ukrywają. Ukrywają, kim naprawdę są. Ludzie, którzy coś ukrywają, nie zawsze lubią to, kim są."
Tamte dni, tamte noce (2017
0 komentarze