Pomiędzy słowami (2017) - Powrót ojca marnotrawnego

lutego 22, 2018


Gierszał jest w dobrej formie - o tym przekonuje film Urszuli Antoniak. A zabawa czarno-białą formą nie zawsze wystarcza, by zrobić wybitne kino.

O filmie „Pomiędzy słowami” pisze Marta Szczepańska


Tym, co na początku rzuca się w oczy, jest zabawa formą. Dostajemy czarno-biały obraz, który świetnie współgra z surową niemiecką architekturą. Ten monochromatyczny wybór ma także znaczenie symboliczne, ponieważ autorom pozwolił zobrazować, a nam – odbiorcom, dostrzec kontrasty.

Ale ma i wady. Niestety rzutuje też na emocjonalny chłód pomiędzy dwójką głównych bohaterów - Michałem, granym przez Jakuba Gierszała i Stanisławem – jego ojcem, który uznany przez syna za zmarłego, pojawia się w jego życiu po latach (w tej roli reżyserka obsadziła Andrzeja Chyrę). Chłód potęguje fakt, że to, co dzieje się między nimi, rozgrywa się w pauzach, niedopowiedzeniach - tytułowych „pomiędzy słowami”. Może i taka oziębłość koresponduje ze zdjęciami i niespiesznym tempem filmu, ale zgadza się tylko z formą. W warstwie emocjonalnej, potęguje lata rozłąki ojca z synem – trochę przeszkadza w uwierzeniu w powrót ojca marnotrawnego na łono rodziny.

Tym, co natomiast przekonuje w tym filmie, jest dobra rola Jakuba Gierszała. Świetnie ukazał on dwoistość swojej postaci – jest inny (bardziej emocjonalny), mówiąc po polsku i zdecydowanie surowszy, wyrachowany, mówiąc po niemiecku. Rola dwujęzycznego berlińskiego prawnika, to po m.in. „Najlepszym”, kolejny dobry zawodowy wybór młodego aktora.

To, co jeszcze udało się reżyserce Urszuli Antoniak, to poprowadzenie dwóch niezależnych, choć skupiających się jak w soczewce w naszym bohaterze, poziomów mentalnych. Pierwszy poziom nazwałabym: imigracyjnym. I tu plus za uniwersalne potraktowanie tematu. Ponieważ zaszłości polsko-niemieckie (na tle historycznym) nie zdominowały, nie są nawet sensem tego filmu. Autorka odnosi się zresztą do własnych doświadczeń. Urodziła się bowiem w Polsce, a od ponad dwudziestu lat żyje i pracuje w Holandii.
Drugi poziom mentalny tego filmu, nazwałabym: tożsamościowym. Na początku subtelnie schowany, stopniowo eskaluje, co narasta od momentu pojawienia się w filmie ojca naszego bohatera. To także zmienia linearnie nasze postrzeganie dwójki innych postaci – polskojęzycznej kelnerki (która, jako jedyna, jak to sama określa – może być kim chce) i czarnoskórego poety, który stara się o pobyt stały w Berlinie. Początkowo nasz młody prawnik nie chce zająć się jego sprawą, ale z czasem dojrzewa jednak do tej decyzji.

I może właśnie trochę szkoda, że z tym dojrzewaniem wiąże się zakończenie filmu. Nie ma ono uniwersalnego charakteru, jest bardzo „tu i teraz”. To właśnie przez to słabe zakończenie daję tylko 7,5/10 gwiazdek -  film jest bowiem przyzwoity, a mógłby być wybitny.

autorka: Marta Szczepańska

You Might Also Like

0 komentarze

Flickr Images