Vice (2018) - Wędkarz w powietrzu

stycznia 31, 2019


/

Szkoda, że u nas w Polsce nikt nie kręci tak błyskotliwych filmów rozrachunkowych - pisze w swojej recenzji filmu „Vice” Marta Szczepańska. Sprawdziła dla nas czy warto zobaczyć najnowszy film Adama McKaya

Tak, tak i jeszcze raz tak – oto moja odpowiedź na pytanie czy warto zobaczyć „Vice”. Jeśli film ma osiem nominacji do Oskara, odtwórca tytułowej postaci tyje do roli ponad 20 kilogramów i za kamerą staje twórca „Big Shorta”, to nie może być inaczej!

Zacznę więc od reżysera. Adam McKay nigdy nie krył się ze swoimi poglądami politycznymi, dlatego było wiadomo, że w filmie spodziewać się możemy ostrej krytyki Dicka Cheneya, o którym jest ten obraz. Ale to nie krytykanctwo - bo reżysera, mimo antypatii do viceprezydenta USA, ta postać zdecydowanie fascynuje. Zarówno to, jak Chaney do władzy dochodził, jak również jego późniejszy wpływ na Stany Zjednoczone. I to absolutnie widać! Bardzo bym chciała, żeby polscy reżyserzy w taki sposób potrafili patrzeć na portretowanych bohaterów i kręcili filmy rozrachunkowe z taką lekkością. Adam McKay potrafi, co udowodnił już w filmie "Big Short", gdzie pokazał świat finansistów i rządzące nim mechanizmy. Z taką samą kunsztownością, precyzją i finezją zrobił to i tym razem, obracając się w świecie polityki. Dlatego moim zdaniem jego nominacja do tytułu „najlepszego reżysera” w wyścigu po Oskara jest jak najbardziej uzasadniona.

Nie obraziłabym się i na statuetkę w kategorii: „najlepsza charakteryzacja” choć i tu film „Vice” ma bardzo silną konkurencje. Jednak postać Dicka Cheneya robi wrażenie! W pierwszej chwili Christian Bale, odtwarzający tę rolę,  jest nie do poznania. Zresztą nie po raz pierwszy mamy do czynienia z jego filmowymi metamorfozami,  że wspomnę choćby "Mechanika", gdzie wyglądał dla odmiany jak anorektyk. Tutaj zaskakuje wyglądem głównie przez ogromną nadwagę, ale odmienieni są tu także Amy Adams (jako żona Lynne) i Sam Rockwell, wcielający się w postać George'a W. Busha. Cała ta trójka również ma szansę na Oskara w kategoriach aktorskich. Co ciekawe, moim zdaniem najlepiej wypadł z nich… Sam Rockwell i chociaż to pewnie niemożliwe, bo przecież rok temu zgarnął on statuetkę za drugoplanową postać (Dixona w „Trzech billboardach za Ebbing, Missouri”), to chciałabym żeby dostał ją znowu. Nie dość, że jest łudząco podobny do Busha (to akurat zasługa charakteryzacji), to postać zagrał tak wiarygodnie, że jest to moim zdaniem prawdziwy majstersztyk. Absolutnie zawładnął ekranem – potrafił z małej rólki politycznego ignoranta, zrobić perełkę. To według mnie absolutny mistrz drugiego planu!

Jednak „Vice” nie tylko świetnymi rolami stoi. Film także skrzy od znaczeń i symboli – jak choćby scena, gdy poznajemy skład gabinetu prezydenta w Białym Domu. Posługując się grą w typie „Monopoly” reżyser dokładnie pokazuje nam kto będzie rozgrywającym, a kto dosłownie: nieistotnym „pionkiem”. Czytelne i równie plastyczne są nawiązania do wędkowania, któremu zresztą portretowany Cheney oddawał się w wolnych chwilach. Głównie w warstwie politycznej można doszukiwać się zachowań podobnych do tej dziedziny – jak np. zarzucanie przynęty, które nasz Vice chętnie stosował w stosunku do swoich współpracowników. Dlatego tytuł mojej recenzji „Wędkarz w powietrzu” zaczerpnęłam jako cytat z filmu. Jest tam scena, gdy w chwili zagrożenia nasz Vice (nazwany przez ochronę dla bezpieczeństwa „wędkarzem”) jest ewakuowany samolotem z Białego Domu i to kanałem, którym w takiej sytuacji powinien być przewożony wyłącznie prezydent. To świadczy o niezaprzeczalnie wysokiej pozycji i sile politycznej Cheneya.

Najciekawsze sceny w tym filmie dzieją się jednak moim zdaniem przy jedzeniu. To po pierwsze scena, gdy nasz mający kłopoty z nadwagą Dick, zjada apetyczną drożdżówkę, niby niewinnie krytykując deklaracje poprawności politycznej – on przecież też „zdrowo” się odżywia, gryząc tuczące ciastko. Druga świetna scena rozgrywa się w restauracji, gdy kelner proponuje cały zestaw politycznych „smaczków” (rozumianych jako wykorzystywane z pełną premedytacja nadużycia władzy). Biesiadujący z apetytem decydują się na każdą z zaproponowanych potraw. I oczywiście scena, gdy George'a W. Busha pochłania ze smakiem i nonszalancją pałkę kurczaka, dogadując warunki, na których nasz Chaney wejdzie do rządu. Reżyserowi udaje się doskonale oddać w tych scenach bezceremonialność, obcesowość i zuchwalstwo rządzących.

Takich zabiegów Adam McKay stosuje zresztą całe mnóstwo. Dlatego nominacje Oskarowe w kategoriach: „najlepszy film, scenariusz oryginalny i montaż” są moim zdaniem jak najbardziej na miejscu. Dając więc 9 gwiazdek temu filmowi, trzymam za niego mocno kciuki – we wszystkich ośmiu kategoriach, w których jest nominowany. A co się z tych życzeń ziści? Ile moich typów pokryje się z wyborami Amerykańskiej Akademii Filmowej? O tym przekonamy się już za miesiąc podczas 91. ceremonii rozdania Oskarów, która w tym roku odbędzie się 24 lutego w Dolby Theatre w Hollywood.

autorka: Marta Szczepańska

You Might Also Like

0 komentarze

Flickr Images