Okiem Agaty: filmowe fascynacje - Sekret w ich oczach (Secret in Their Eyes, 2015)

stycznia 03, 2016


Zapraszam do przeczytania kolejnej recenzji autorstwa Agaty. Tym razem jest to kryminał „Sekret w ich oczach” w reżyserii Billy'ego Raya.

Sekret w ich oczach (Secret in Their Eyes, 2015)
Długo zastanawiałam się, co zrobić w sylwestrowy wieczór. Czy przywitać Nowy Rok podczas plenerowej imprezy pod chmurką? A może wybrać się na imprezę taneczną lub  wprosić się do kogoś na domówkę? Cóż, po dłuższym zastanowieniu padło na kinowy maraton filmowy. Prześledziłam rozkład jazdy wszystkich okolicznych kin i choć repertuar nie do końca mnie zachwycał, kupiłam bilety. Wybrałam propozycję, w ramach której tuż po północy zobaczyć można było najnowszy film z Julią Roberts, Nicole Kidman i Chiwetelem Ejioforem. Cóż… Z perspektywy czasu sądzę, że nie był to trafny wybór.

Powieści sensacyjno-psychologicznej, na której motywach oparto nagrodzony Oscarem film argentyński „Sekret jej oczu” nie czytałam. Argentyńskiego filmu także nie widziałam. Wybrałam się za to na jego hollywoodzki remake zatytułowany „Sekret w ich oczach”. Powinnam zatem móc ocenić ów obraz świeżym okiem, w oderwaniu od książkowego i filmowego pierwowzoru. Niestety, o jakiejkolwiek ocenie trudno w moim przypadku mówić. Film zamiast trzymającym w napięciu thrillerem okazał się być nudnawym kinem akcji aspirującym do miana kina psychologicznego. Przysnęłam na nim w okolicy czterdziestej minuty, przyjęłam do wiadomości główny zarys fabuły oraz doznałam przebudzenia połączonego z otrzeźwieniem mniej więcej dwa kwadranse przed końcem. Innymi słowy – przegapiłam sporą część filmu. Owszem, około pierwszej w nocy, do tego po lampce szampana, mój umysł może nie do końca był trzeźwy i niezmącony, niemniej po obrazie dość intensywnie promowanym spodziewałam się czegoś więcej.

Opis filmu był nader zachęcający i sugerował wartką akcję. Bohaterowie filmu to para śledczych FBI – Jess (Julia Roberts) i Ray (Chiwetel Ejiofor) oraz współpracująca z nimi prawniczka z biura prokuratora (Nicole Kidman). Muszą zmierzyć się ze sprawą brutalnego morderstwa młodej dziewczyny. Ofiara okazuje się być córką Jess. W związku z powyższym agentka zostaje odsunięta od sprawy. Samo śledztwo nie układa się tak, jak by sobie tego wszyscy życzyli. Podejrzewany o dokonanie zbrodni mężczyzna, z braku dowodów, zostaje wypuszczony na wolność i znika bez śladu. Jess, przekonana o jego winie, gotowa jest wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę. Natomiast Ray jeszcze przez ponad dekadę obsesyjnie będzie poświęcał swój prywatny czas na odnalezienie sprawcy…

W zamierzeniu twórców miał być to film o winie i karze, o poszukiwaniu sprawiedliwości i o sensie prywatnej wendetty. Wyszło kino wymagające uważnego oglądania, nieco psychologiczne, przeładowane retrospekcjami i ogólnie raczej nużące. Czy zawiniła gra aktorska? Chyba nie. Roberst wyglądała – zgodnie z zamierzeniem, na przybitą, pogrążoną w depresji neurotyczkę. Chiwetel Ejiofor  jest jak doberman tropiący zwierzynę – zawzięty i nieustępliwy. Kidman promienieje na ekranie. Jej Claire jako odnosząca sukcesy zawodowe prawniczka stanowi idealny kontrast dla zmęczonych życiem stróżów prawa. Może to te retrospekcje, które zamiast budować nastrój burzą go… Sama nie wiem, co było nie tak. W każdym razie, mnie ów film nie porwał, nie zachwycił i ani przez chwilę nie trzymał w napięciu. Końcówka wydała mi się banalnie amerykańska. Sposób rozwiązania akcji zupełnie nie wpasował się w mój osobisty system wartości. W związku z powyższym brak satysfakcjonującej pointy tym bardziej zniechęcił mnie do owego filmu. I to by było na tyle.

PS: Przy najbliższej okazji postaram się obejrzeć „Sekret jej oczu”. Tak dla porównania.
źródło zdj: mountainx, ivid, actslifestyle

autorka recenzji: Agata

You Might Also Like

0 komentarze

Flickr Images